Weekend z
Harrym do końca przebiegł dosyć spokojnie.
Zamieniliśmy ze sobą czasem kilka słów. No i chyba jednak te dwa dni nie
były takie fajne. Przynajmniej przekonałam się do jednych z odczuć. Nie chcę znać Harrego i żałuję, że dałam się
wciągnąć w tą cała znajomość. On ma
żonę. Niech układa sobie z nią życie, a mi da spokój. Właściwie dopiero teraz uświadomiłam sobie co
zrobiłam. Zapomniałam o Rose i Aronie.
Wysłałam brata do ciotki i ani razu nie zadzwoniłam. Jestem egoistką. Dałam się
ponieść chwili? Nie, nie nazwałabym tak tego.
Myślałam, że uciekłam od tego- od przemocy i bólu. Tak naprawdę zamieniłam ojca na
Harrego, bo przecież oni niczym się nie różnią. Włożyłam klucze do zamka i
przekręciłam dwa razy otwierając drzwi.
Mieszkanie. Miejsce, o którym marzyłam przez cały weekend. Zaciągnęłam
się różanym zapachem roznoszącym się po pomieszczeniu i zostawiłam torby
niedaleko szafy. Usiadłam na fotelu pod
oknem i wyjęłam z tylnej kieszeni dżinsów telefon. Pierwsze co wybrałam telefon
do ciotki, która odebrała już po drugim sygnale.
****Rozmowa
telefoniczna****
-Lucy?
-Tak. Cześć
ciociu, jak czuje się James?
-Cud, że
zadzwoniłaś? James tęskni za tobą
-Miałam
ostatnio dużo pracy. Mam już swoje mieszkanie, wezmę Jamesa do siebie.
-Dobry
pomysł. Przyjedziesz jutro po niego?
-Tak. Będę
po południu. Miłego dnia ciociu.
-Do widzenia
Lucy.
****Koniec
rozmowy telefonicznej****
Nigdy
zbytnio nie przepadałam za ciotką. Fakt. Potrafiła być miła, i była gdy
prosiłam ja o wzięcie Jamesa do siebie, ale wiem, że zrobiła to z wielką
niechęcią. Jako siostra ojca nigdy nie uważała, że podjął słuszną decyzję
zakładając rodzinę z moją matką. Następnie wyszukałam w kontaktach numer do
Rose. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał. Nic. Nacisnęłam czerwoną
słuchawkę i tym razem zadzwoniłam do Aron, który również nie odbierał. Pewnie wyszli na jakąś imprezę po prostu.
Odłożyłam
telefon na stolik i poszłam do kuchni w celu zaparzenia sobie herbaty. Brakowało
mi tych dni kiedy mogę usiąść z herbatą przy oknie. Mogę też śmiało powiedzieć,
że stęskniłam się nawet trochę za studiami. Umyłam kubek, w którym przed chwilą
piłam herbatę i usiadłam na kanapie włączając telewizor.
Harry’s pov
-Harry?
Słuchasz mnie?- potrząsnąłem głową jakbym się ocknął z jakiegoś transu.
-tak, tak. Słucham
cię.
-Tak? To o
czym mówiłem?- Louis podniósł jedną brew do góry przyglądając się mi z
zaciekawieniem.
-No, Em, o
tym, że…- przeczesałem ręką włosy próbując przypomnieć sobie o czym mówił
Louis. Nie, nie słuchałem go. Myślałem o Lucy.
-Harry skup się.
Jutro jest ważna akcja. Jeden z kolesi nie spłacił swojego długu i musimy mu
dać nauczkę. Pamiętaj Harry: Jutro 20.00
przed Union Chapel. –potaknąłem głową i ubierając szybko buty wyszedłem z
mieszkania Lou. Nie wiem czemu przejmuje się tak Lucy. Mogę mieć każdą dziewczynę, a o niej zapomnę
jeszcze dziś. Zamiast pojechać do swojego mieszkania skręciłem trochę wcześniej
i zaparkowałem przed jakimś barem. Zakluczyłem samochód i wszedłem do środka
lokalu. Już od przekroczenia progu wpadło mi w oko kilka dziewczyn, ale nie
będę na razie zawracał sobie nimi głowy. Same podejdą. Usiadłem przy barku i
zamówiłem od razu kilka drinków. No i tak poszły. Jeden drugi, trzeci, czwarty,
aż w końcu się schlałem. No i chyba dość mocno, bo zaczęły mi się podobać
dziewczyny, które przed tym jak się
napiłem wyglądały jak wieloryby. Wyciągałem rękę po kolejnego drinka gdy
dosiadła się do mnie jakaś blondynka.
-Cześć
przystojniaczku –wyszeptała mi do ucha gładząc palcem moje kolano. –To co? Ja
nie potrzebuję gry wstępnej- uśmiechnęła się kusząco przesuwając palec nieco
wyżej.
-Krótko i na
temat, tak jak lubię.