1.07.2014

Chapter 20

Nie było 10 komentarzy, ale rozumiem, bo sa wakacje i wiele z was wyjechało gdzieś ;) Wczoraj miałam duzo weny więc już dziś jest rozdział 20 ;)

Weekend z Harrym do końca przebiegł dosyć spokojnie.  Zamieniliśmy ze sobą czasem kilka słów. No i chyba jednak te dwa dni nie były takie fajne. Przynajmniej przekonałam się do jednych z odczuć.  Nie chcę znać Harrego i żałuję, że dałam się wciągnąć w tą cała znajomość.  On ma żonę. Niech układa sobie z nią życie, a mi da spokój.  Właściwie dopiero teraz uświadomiłam sobie co zrobiłam.  Zapomniałam o Rose i Aronie. Wysłałam brata do ciotki i ani razu nie zadzwoniłam. Jestem egoistką. Dałam się ponieść chwili? Nie, nie nazwałabym tak tego.  Myślałam, że uciekłam od tego- od przemocy  i bólu. Tak naprawdę zamieniłam ojca na Harrego, bo przecież oni niczym się nie różnią. Włożyłam klucze do zamka i przekręciłam dwa razy otwierając drzwi.  Mieszkanie. Miejsce, o którym marzyłam przez cały weekend. Zaciągnęłam się różanym zapachem roznoszącym się po pomieszczeniu i zostawiłam torby niedaleko szafy.  Usiadłam na fotelu pod oknem i wyjęłam z tylnej kieszeni dżinsów telefon. Pierwsze co wybrałam telefon do ciotki, która odebrała już po drugim sygnale.
****Rozmowa telefoniczna****
-Lucy?
-Tak. Cześć ciociu, jak czuje się James?
-Cud, że zadzwoniłaś? James tęskni za tobą
-Miałam ostatnio dużo pracy. Mam już swoje mieszkanie, wezmę  Jamesa do siebie.
-Dobry pomysł. Przyjedziesz jutro po niego?
-Tak. Będę po południu. Miłego dnia ciociu.
-Do widzenia Lucy.
****Koniec rozmowy telefonicznej****
Nigdy zbytnio nie przepadałam za ciotką. Fakt. Potrafiła być miła, i była gdy prosiłam ja o wzięcie Jamesa do siebie, ale wiem, że zrobiła to z wielką niechęcią. Jako siostra ojca nigdy nie uważała, że podjął słuszną decyzję zakładając rodzinę z moją matką. Następnie wyszukałam w kontaktach numer do Rose. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał. Nic. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i tym razem zadzwoniłam do Aron, który również nie odbierał. Pewnie wyszli na jakąś imprezę po prostu.
Odłożyłam telefon na stolik i poszłam do kuchni w celu zaparzenia sobie herbaty. Brakowało mi tych dni kiedy mogę usiąść z herbatą przy oknie. Mogę też śmiało powiedzieć, że stęskniłam się nawet trochę za studiami. Umyłam kubek, w którym przed chwilą piłam herbatę i usiadłam na kanapie włączając telewizor.
Harry’s pov
-Harry? Słuchasz mnie?- potrząsnąłem głową jakbym się ocknął z jakiegoś transu.
-tak, tak. Słucham cię.
-Tak? To o czym mówiłem?- Louis podniósł jedną brew do góry przyglądając się mi z zaciekawieniem.
-No, Em, o tym, że…- przeczesałem ręką włosy próbując przypomnieć sobie o czym mówił Louis. Nie, nie słuchałem go. Myślałem o Lucy.
-Harry skup się. Jutro jest ważna akcja. Jeden z kolesi nie spłacił swojego długu i musimy mu dać nauczkę.  Pamiętaj Harry: Jutro 20.00 przed Union Chapel. –potaknąłem głową i ubierając szybko buty wyszedłem z mieszkania Lou. Nie wiem czemu przejmuje się tak Lucy.  Mogę mieć każdą dziewczynę, a o niej zapomnę jeszcze dziś. Zamiast pojechać do swojego mieszkania skręciłem trochę wcześniej i zaparkowałem przed jakimś barem. Zakluczyłem samochód i wszedłem do środka lokalu. Już od przekroczenia progu wpadło mi w oko kilka dziewczyn, ale nie będę na razie zawracał sobie nimi głowy. Same podejdą. Usiadłem przy barku i zamówiłem od razu kilka drinków. No i tak poszły. Jeden drugi, trzeci, czwarty, aż w końcu się schlałem. No i chyba dość mocno, bo zaczęły mi się podobać dziewczyny, które przed  tym jak się napiłem wyglądały jak wieloryby. Wyciągałem rękę po kolejnego drinka gdy dosiadła się do mnie jakaś blondynka.
-Cześć przystojniaczku –wyszeptała mi do ucha gładząc palcem moje kolano. –To co? Ja nie potrzebuję gry wstępnej- uśmiechnęła się kusząco przesuwając palec nieco wyżej.

-Krótko i na temat, tak jak lubię.