30.05.2014

Chapter 10

6 komentarzy- next
Minął już tydzień odkąd nie rozmawiam z Harrym. Sama nie wiem czy to dziwne uczucie, które ze mną towarzyszyło to była tęsknota. W sumie to nie mam za czym tęsknić. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Na wyświetlaczu telefonu widniał napis „ Rose”. Uśmiechnęłam się pod nosem i odebrałam.
-No hej laska! Teraz proszę mi się wytłumaczyć czemu nie ma cię od tygodnia na uczelni.
-Wiesz, wyprowadziłam się w końcu. Jak zmiany to zmiany. Postanowiłam wypisać się ze studiów. Znajdę sobie prace w jakiejś kawiarni czy coś.
-No to widzę, że szalejesz- zaśmiałyśmy się obie i po krótkim pożegnaniu rozłączyłam się. Dziś idę szukać pracy. Ubrałam czarne rurki, białą bluzkę i na to luźną koszule w czarno- czerwona kratkę. Wsunęłam na swoje buty trampki i chwytając torebkę wyszłam z mieszkania. Miałam dwie upatrzone propozycje. Pierwsza była w kawiarni, a druga w piekarni. Najpierw kawiarnia. Weszłam do budynku i podeszłam do chłopaka stojącego za ladą.
-Słyszałam, że szukacie pracowników- uśmiechnęłam się i oparłam głowę o ręce. Chłopak odwzajemnił mój uśmiech podając jednocześnie klientowi zamówienie.
-szef jest na zapleczu- ponownie się uśmiechnęłam i poszłam tam gdzie chłopak mi kazał. Przyznam, że był przystojny i uroczy. Poszłam na zaplecze i zobaczyłam dość przystojnego, w starszym wieku mężczyznę.
-Em, dzień dobry. Szukacie może pracowników?
-Tak, zapraszam- machnął ręką aby dać znak żebym za nim poszła i tak zrobiłam. Usiedliśmy na sali przy jednym ze stolików. –Pracowała pani już kiedyś w kawiarni lub takich podobnych miejscach?
-Nie, aczkolwiek umiem utrzymywać kontakt z ludźmi i z nimi rozmawiać. Nie jestem leniwa i potrafię szybko pracować. Myślę, że byłby pan zadowolony- posłałam mu jeden ze swoich uśmiechów, a mężczyzną to odwzajemnił.
-Cóż, wydajesz się rozsądna. Na razie zostaniesz na okres próbny i będziesz zarabiać 300 euro. Max pokaże ci jak masz pracować i myślę, że od jutra możesz zaczynać.
Max pokazał mi jak robić kawę i przyjmować zamówienia po czym wyszłam  z budynku kierując się do domu. Było już po 20 więc można było poczuć zimny wiatr. Dochodziłam już do osiedla gdzie miałam mieszkanie i się zatrzymałam. Przed bramą stał już znany mi czarny mercedes. O nie. Nie będę się nim przejmować. Ruszyłam niepewnym krokiem dalej próbując udawać, że nic nie widzę. Ominęłam zgrabnie samochód i po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi oraz szybkie kroki. Nieco przyspieszyłam swój, ale chyba nie wystarczająco, bo za chwilę coś, a raczej ktoś szarpnął mnie za ramię. Stałam przed Harrym unikając kontaktu wzrokowego. Jednak nie długo wytrzymałam. Miałam chorą potrzebę ujrzeć jego zielone oczy.
-Wpuścisz mnie do mieszkania?- skinęłam głowa i poszliśmy. W windzie tak samo jak w mieszkaniu panowała grobowa cisza. –przepraszam
-nie wybaczam- odpowiedziałam szybko i krótko. Harry westchnął ciężko i przeczesał palcami po włosach. Taa i prawdopodobnie teraz nie kontrolowanie przygryzam wargę.

-Słuchaj. Ja wiem, ze spieprzyłem wszystko. Jechałem, jechałem tam do ciebie. O mało nie potrąciłem jakiejś dziewczyny, ale były te cholerne korki. Ktoś do mnie zadzwonił mówiąc, że mam godzinę. Od razu wybiegłem z domu. Przysięgam. Nie wiem kto ci to zrobił, ale się dowiem. Nie zależnie do tego czy mi coś o nim powiesz czy nie, czy będziesz chciała abym go znalazł czy też nie. Ten gnojek nie miał prawa cie dotknąć. I mam ta cholerna świadomość, że to moja wina. Gdybyś mnie nie poznała to by nic takiego się nie stało. Lucy. Minął cały cholerny tydzień. Nawet nie wiesz jak mi się dłużył. Jak cie zobaczyłem to wiedziałem, że nie jesteś taka jak inne. Nie chciałem cie zaliczyć i zostawić tylko mieć przy sobie. Chyba nawet nie dopuszczałem do siebie tej myśli, ze się zakochałem. Do teraz nie wiem. Ale wydaje mi się w tobie wszystko tak cholernie idealne. Zapach włosów, kolor ust, kolor oczu, twoje rzęsy, twoje brwi, twoje ręce. Wszystko. Jeśli teraz mnie zostawisz nie mam bladego pojęcia co ze sobą zrobię. Powiedziałem ci więcej niż komu kol wiek innemu. Błagam cię Lucy. Nie zostawiaj mnie- zatkało mnie. Pierwszy raz widziałam jak Harry jest bliski płaczu. W jego oczach formowały się pojedyncze łzy wylewające się na policzek. Muszę mu przecież wybaczyć. Bez zastanowienia rzuciłam mu się na szyję, ale zwykłe przytulenie zostało zamieniona na bardzo namiętny i pełny….miłości pocałunek.
_____________________________________________________________________________
dziękuje wam bardzo za komentarze ;) i z góry przepraszam, 
że taki krótki. Wiem, że obiecałam dłuższe, ale cierpię
na brak czasu.
czytasz=komentujesz

28.05.2014

Chapter 9

Rozdział zawiera "małą" scenę +18. Proszę was o przeczytanie notki pod rozdziałem, bo jestem wami naprawdę zawiedziona. 
5 komentarzy= next !
Powoli mój żołądek domagał się jedzenia. Zamykałam oczy ze zmęczenia gdy usłyszałam huk otwieranych drzwi. Ten sam blondyn, który mnie porwał stał z ohydnym uśmieszkiem na ustach. W ręce trzymał mój telefon, który za chwilę leżał roztrzaskany na podłodze. Chłopak udał smutną minę.
-Twój Harry chyba jednak cię nie uratuje. Zostało mu jeszcze 5 minut. 5 minut wystarczy żebyśmy się zabawili. – Pewnym krokiem podszedł do mnie odpinając swój pasek od spodni. Usta wykrzywiły mi się na myśl co chcę zrobić.
-Jesteś obrzydliwy! Nigdy bym cie nie dotknęła gnoju! – wykrzyczałam i splunęłam na jego buty. Jego mina od razu się zmieniła. Wkurzył się.
-Pożałujesz tego mała dziwko! Wyrucham cie tak, że będziesz się modliła o śmierć. –czułam jak do oczu powoli napływają mi łzy. Chwile potem blondyn skanował moje nagie ciało. Miałam ochotę zakryć się, ale ręce miałam związane z tyłu. Jedyne co mi pozostało to zamknąć oczy i zacisnąć zęby. Modliłam się żeby Harry tu za chwilę wparował. Nie chciałam aby tak wyglądał mój pierwszy raz. Poczułam silny ból przeszywający całe moje ciało. Wszystko się nasilało, a moje policzki były całe mokre od łez. Blondyn wykonywał coraz szybsze ruchy sprawiając mi coraz większy ból. Błagam, niech to się skończy.
-jesteś beznadziejna – wyszedł ze mnie, ale ból nie ustąpił. Wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami i zostałam sama. Dlaczego do cholery Harry nie przyszedł? Położyłam się w skulonej pozycji na łóżko i okryłam kołdrą. Wciąż bolało. Najbardziej będzie boleć wspomnienie. Przed chwila straciłam dziewictwo. Zostałam zgwałcona.  
Harry’s pov
Wbiegłem do domu otwierając kopem nogi drzwi od jakiegoś pokoju. Na łóżku leżała skulona Lucy. Kurwa, spóźniłem się. Usiadłem na brzegu łóżka i lekko musnąłem ręką ramię Lucy na co się wzdrygnęła. Płakała. Całą twarz miała lekko zaczerwieniona, a jej oczy były podpuchnięte.
*30 minut później, dom Harrego*
-Lucy, dobrze wiesz, że jechałem tak szybko jak mogłem. Naprawdę starałem się tam być skarbie. Nie chciałem żeby stała ci się krzywda. Mam ochotę się zabić za to, że mnie tam nie było. Proszę cię nie bądź zła.
-Nie bądź zła?! – Lucy wstała z kanapy- Jestem wściekła! Najpierw całowałeś się z jakąś laską, a teraz do mnie?! Gdybym cie nie poznała to nigdy by do tego nie doszło! To wszystko twoja wina..- ostatnie zdanie wypowiedziała niemalże szepcząc. Nie wiem co mam powiedzieć. Ma racje.
-Ubierz się. Odwiozę cię do domu- zrobiła tak jak kazałem i po chwili siedzieliśmy w moim samochodzie. Cisza. Przez całą drogę w samochodzie panowała cisza. Gdy zaparkowałem pod jej domem Lucy otworzyła drzwi i wyszła. Bez słowa.
Lucy’s pov

Weszłam do domu i pobiegłam na górę. Spakowałam wszystkie rzeczy i chwyciłam klucz do nowego mieszkania wychodząc z domu tak szybko jak do niego weszłam. Gdybym nie poznała Harrego to nic takiego by się nie stało. To wszystko jego wina. Nie mam zamiaru utrzymywać z nim kontaktu. Z reszta nigdy nie chciałam. To on mi się narzucał! Wsiadłam w autobus i pojechałam do mieszkania. Wchodząc do środka zostawiłam walizkę na środku przedpokoju i poszłam do kuchni. Dobrze, że pomyślałam o wcześniejszych zakupach. Podeszłam do barku i chwyciłam wino. Nalałam do kieliszka i poszłam do salonu. Wciąż mnie wszystko boli. Przez niego! Nie mam najmniejszych wyrzutów za to co powiedziałam Harremu i, że wyprowadziłam się z domu. Skoro mama nie ma odwagi się wyprowadzić to ja to zrobiłam.
_______________________________________________________
zawiedliście mnie! Pod rozdziałem 8 sa 3 komentarze. wiem, że jak sie postaracie to nawet 8 by było. Nie chciałam tego robić, ale od teraz będzie "limit" Tak jak pisałam u góry. 5 komentarzy- następny. 
czytasz=komentujesz

25.05.2014

Chapter 8

przeczytaj notkę pod rozdziałem ;)
Harry’s pov
Zły to mało powiedziane. Byłem wściekły. Uważałem Roba za porządnego mężczyznę. Straciłem do niego jakikolwiek szacunek. Uderzył kobietę, swoją córkę, moją Lucy! Wszedłem do jej domu i usiadłem na kanapie przyglądając się jak robi sobie śniadanie. Co jakiś czas spoglądała na mnie. Jest słodka. To dziwne gdy z każdą chwila uświadamiam sobie jak bardzo ja lubię. Na początku miałem ja przelecieć, a teraz…, teraz mam ochotę ją całować i przytulać.
-Lucy, chciałbym abyś ze mną zamieszkała. Będziesz bezpieczna.
-Harry. Czy ty słyszysz co mówisz? Znam cię parę dni. Nie ma mowy, żebym z tobą mieszkała. Co nie znaczy, że zostanę tutaj.
-Co to znaczy? – złączyłem brwi nie do końca rozumiejąc co powiedziała.
-załatwiłam Jamesowi opiekę, a sobie wynajmuję mieszkanie. Mama się mną nie interesuje więc niech zostaje sobie tutaj.
-cieszę się, że tak postanowiłaś skarbie- puściłem jej oczko na co westchnęła. Wiem, że nie lubi gdy tak mówię, ale nie wszystko co robię ma się jej podobać.
-Harry, musisz iść. Jestem umówiona
-jasne. Em, wieczorem pójdziesz ze mną na imprezę, ok? Załóż jakaś sukienkę, ale mniej elegancką niż wtedy- zanim zdarzyła coś powiedzieć opuściłem dom.
Lucy’s pov
Nienawidzę tego. Przecież on nie ma prawa rozkazać mi iść na tą imprezę. Chwilę po tym jak wyszedł po domu rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Była to Rose.
-Rose, zamiast zakupów idziemy szukać mi mieszkania- spojrzałam na nią podekscytowana i wyszczerzyłam zęby. Kiwnęła głową i zaraz po tym wyszłyśmy z domu.
*Godzinę później*
-Lucy, chodzimy od godziny, a tobie nic nie pasuje. Jeśli te ci się nie spodoba to ja się poddaje.- weszłyśmy do mieszkania. Ściany były z czerwonej cegły. Urządzone było nowocześnie i stylowo. Idealne.
-Biorę to- uśmiechnęłam się promiennie, a Rose odetchnęła z ulgą. Właściciel podał mi dokumenty, a ja je podpisałam.
-No to trzeba to oblać!- wyszłyśmy z mieszkania i pojechałyśmy do baru. Aron czekał przy barze uśmiechnięty jak zawsze. Nie za bardzo lubię takie miejsca. Mnóstwo  spoconych i ocierających się o siebie ludzi i pełno wstawionych zboczeńców. Usiadłam koło Arona i Rose i przyglądałam się ludziom. Jedna osoba szczególnie mnie zainteresowała. Umięśniony chłopak z burzą włosów na głowie obściskiwał się z jakąś blondynką. Harry. Nawet nie wiem dlaczego zakuło mnie w serce. Poczułam się może po jakiejś części zdradzona, chociaż nie wiem czemu. Może dlatego, że skrywam w sobie fakt iż Harry mi się podoba? Podoba mi się? Nie wiem. Nie mogłam na nich patrzeć. Dałam znak Aronowi i Rose, że wychodzę i tak też zrobiłam. Pogoda tak mnie lubi, że postanowiła zrobić mi małą kąpiel. Chyba jednak nie znoszę tego dnia. Najpierw do mieszkania wparował Harry, potem chodziłam kilka godzin w poszukiwaniu mieszkania, zobaczyłam Harrego z jakąś lachorą i jeszcze teraz pada deszcz. Usiadłam na schodku przed budynkiem i podparłam głowę o ręce.
-Podwieźć cię?- męski głos rozbrzmiał nad moja głową. Nie, nie był to Harry. Za mną stał przystojny blondyn z bardzo ładnym uśmiechem.
-W sumie to tak- chłopak uśmiechnął się i skierował na parking, a ja za nim. Wsiedliśmy do jego czarnego Range Rovera i odjechaliśmy. Powoli zaczęłam się niepokoić gdy zauważyłam, że wcale nie jedzie tam gdzie mu kazałam.
-Nie jedziesz tam gdzie ci kazałam
-szybko się zorientowałaś słoneczko- w mojej głowie znów zaczęły pojawiać się najgorsze scenariusze. Blondyn zaparkował gdzieś na uboczu i szyderczo się uśmiechając wyszedł z samochodu. –wysiadaj maleńka
-N-nie idę z t-tobą nigdzie
-Nie będę ci dwa razy powtarzał. – szarpnął mnie za rękę i prawie, że ciągnąc mnie po ziemi dotarliśmy do jakiegoś domku. Drewniany, koło jeziora. Raczej wygląda przyjaźnie, a nie jak miejsce porwań. Kopem nogi otworzył drzwi i jednym ruchem wepchnął mnie do pomieszczenia. Chwilę potem usłyszałam huk zamykanych drzwi. Byłam sama. Duże pomieszczenie, w którym stało tylko łóżko i szafa.
Harry’s pov
-Już idziesz przystojniaczku?- uśmiechnąłem się w stronę dziewczyny i wyszedłem. W głowie wciąż siedziała mi Lucy. Nie odzywała się do mnie cały dzień. Martwiłem się ? Nie, chyba nie. Wciąż byłem wściekły na jej ojca. Jak może bić swoją córkę? Przysięgam, że już nigdy jej nie dotknie. Dopilnuję tego. Wychodząc z mieszkania dziewczyny wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer Lucy. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty... Nie odbiera. Jeszcze raz i jeszcze raz. Co jest do chuja? Może jeszcze jest z tą swoją przyjaciółką. Ale chyba telefon ode mnie by odebrała, nie? Wsiadłem do samochodu i pojechałem do swojego mieszkania. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor. Chyba nawet nie zorientowałem się kiedy moje powieki stawały się coraz cięższe.  Ze snu wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosłem się z kanapy i wyjąłem z kieszeni komórkę.

-Chcesz żeby twoja laseczka była cała? Masz przyjechać w ciągu godziny do tego lasu. Lepiej się pospiesz. – rzuciłem telefon na kanapę i wybiegłem z mieszkania.
____________________________________________________ 
postanowiłam, że rozdziały będą 3 razy w tygodniu, ale za 
to dłuższe ;) czyli poniedziałek, środa i piątek.
mam do was prośbę. rozsyłajcie mojego bloga do znajomych
czy na inne blogi ;) Byłabym naprawdę wdzięczna.
Dzisiejszy rozdział pokazał jak beznadziejnie
potrawie napisać ;/
Suchar ode mnie ;D :
Dlaczego klatka piersiowa zawsze ma drobne?
.
.
.
.
.
-bo żebra (jezu haha) 

czytasz=komentujesz

23.05.2014

Chapter 7

Harry odwiózł mnie do domu. Sama  sobie boje się przyznać, że dzisiejszy dzień sprawił iż zaczęłam go lubić. Był taki…miły. Jednak jest w nim cos czego się boję. Może odrobinę przypomina mi ojca. Weszłam po cichu do domu i zdjęłam buty. Widok jaki miałam przed sobą nie był mi obcy. Cały stół zawalony był butelkami po piwie i wódce. Telewizor grał głośno a na kanapie leżał mój śpiący tata. Westchnęłam ciężko i wspięłam się po schodach. Zajrzałam przez lekko uchylone drzwi brata i zobaczyłam go wtulającego się w mamę. Uśmiech sam wkradł mi się na usta. Przymknęłam drzwi i poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni swoich spodni i wysłałam sms’a Rose czy poszła by jutro ze mną na zakupy. Nie czekałam długo na odpowiedź, bo po kilku sekundach odpisała, że pójdzie. Odłożyłam, telefon na szafkę nocną i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem przyglądając się swojemu odbiciu. Nigdy nie sądziłam, że jestem atrakcyjna. Jednak dzisiaj wyglądałam gorzej niż okropnie. Westchnęłam ciężko i weszłam do kabiny prysznicowej. Prysznic to jedyna rzecz, która potrafi mnie zrelaksować w każdej sytuacji. Ciepłe krople wody spływały po moim ciele. Mogłabym tak stać kilka godzin. Jednak nie dziś. Wyszłam z kabiny i owinęłam się  ręcznikiem a włosy lekko podsuszyłam suszarką. Wybrałam ze swojej szafy luźną koszulę i krótkie spodenki. Weszłam do łóżka czując jak moje powiek stają się coraz cięższe.

-Ty mała jebana dziwko! Zapierdolę cię suko! – krzyk taty sprawił, że szybko zerwałam się z łóżka podbiegając do drzwi pokoju. Zaraz potem słychać było dźwięk tłuczonego szkła. Bez zastanowienia pociągnęłam za klamkę zbiegłam na dół. Mama siedziała skulona pod ściana a tata stal nad nią trzymając pusta butelkę po wódce.

-tato! Zostaw ją! – pociągnęłam go za koszulkę i szybko tego pożałowałam. Uderzył mnie otwarta dłonią prosto w twarz wychodząc po chwili z domu. Mama wciąż w oczach miała łzy. Nie odezwała się ani słowem. Założyła buty i również wyszła z domu. Oparłam się o ścianę i spojrzałam na salon. Wielki bałagan.
-Lucy- cienki głoś rozległ się po wielkim pomieszczeniu wywołując małe echo. Na schodach stał przestraszony James. Spojrzał na nasz salon i ze spuszczoną głową wrócił do swojego pokoju. Nie czekając Aż wróci mama wybrałam numer do naszej cioci. Odebrała po paru sygnałach.
-Lucy! Jak miło cię słyszeć. Co się stało, że tak późno dzwonisz?
-Witaj ciociu. Miałabym prośbę. Czy James może zamieszkać na trochę u was? Sądzę, że nie jest tutaj dość bezpieczny. – ostatnie zdanie wypowiedziałam prawie szeptem przypominając sobie zdarzenie sprzed kilku minut
-Oczywiście. Zawsze możesz na mnie liczyć. Przyjadę po niego jutro rano, zgoda?
-tak, dziękuję ciociu. Naprawdę Dobranoc.
-Dobranoc Lucy – nacisnęłam czerwoną słuchawkę i oparłam się głową  o ścianę. Wstałam i podeszłam do lustra w przedpokoju. Świetnie. Będę miała Limo. Przejechałam kciukiem po siniaku i jęknęłam z bólu.  Wdrapałam się po schodach i weszłam do swojego pokoju kierując się od razu w stronę łóżka.  Tym razem zasnęłam.
Otworzyłam oczy gdy usłyszałam hałasujący telefon. Przez rolety przedzierało się słońce co świadczyło o tym, że jest już poranek. chwyciłam telefon i weszłam w wiadomości. Wiadomość od Harrego. Tak, zapisałam sobie jego numer.
„Czekam pod twoim domem Lucy. Otwórz mi te cholerne drzwi. Harry xx” .
Zeszłam na dół kierując się w stronę drzwi. Przekręciłam zamek i ujrzałam uśmiechającego się Harrego. Jednak chwilę potem jego wyraz twarzy zmienił się.

-Co ty masz na twarzy?! Tata ci to zrobił?! 

_________________________________________
Podoba się wam?Mam nadzieję, że nic nie zepsułam.
Suchar ode mnie ;) :
Jak się nazywa najlepsze warzywo w ogródku?
.
.
.
.
.
.
.
.
bestseler

22.05.2014

Chapter 6

Harry zaparkował na boku drogi. Niechętnie wyszłam z samochodu i podeszłam do niego. Splótł nasze ręce na co się zaczerwieniłam i odsunęłam go od siebie. Zaśmiał się lekko pod nosem. Bo głowie wciąż chodziły mi różne dziwne myśli. Przecież jestem z nim sam na sam w lesie. Może mnie zgwałcić, zabić pociachać na kawałki i gdzies wywieźć..
Harry’s pov.
Już dawno bym sobie odpuścił. Jednak Lucy jest tak strasznie pociągająca. Niewinna, cholernie seksowna. Oczywiście, że jest dziewica. W sposób jaki się zachowuje kiedy ją dotykam wszystko mówi. Jest jedyną dziewczyna, która zabieram w to miejsce. Sam nie wiem dlaczego to robię. Doszliśmy do tego miejsca. Piękna, duża łąka i jezioro.
-Wow- wydusiła z siebie z rozszerzonymi oczami. Usiedliśmy na trawie zachowując ciszę. – piękne miejsce
-przychodziłem tutaj ze swoja siostrą…i mamą. – wgapiłem się w trawę wyrywając pojedyncze kwiatki z niej.
-A teraz? Teraz z nimi nie przychodzisz? – Lucy wyraźnie zainteresowała się, bo prowadziła rozmowę dalej.
-One…one nie żyją Lucy.
-j-ja przepraszam- zaczerwieniła się i wbiła swój wzrok w trawę.
-I masz za co- powiedziałem chłodnym tonem gdy uświadomiłem sobie, że już za długo byłem dla niej miły. Nie lubię być  sympatyczny. Wolę gdy ludzie się mnie boją, ale przy Lucy czułem też, że gdy powiem coś źle sprawię jej przykrość. Nie wiem dlaczego się tym przejmuję. Wzruszyłem ramionami i przeciągnąłem swoją koszule przez głowę. Widząc jak Lucy mi się przygląda zagryzając wargę zaśmiałem się. Doskonale wiem jak działam na kobiety. Przecież nie bez powodu nazywają mnie kobieciarzem.
-Dawaj Lucy, rozbieraj się- otworzyła szeroko oczy  a na jej Poliki wkradły się rumieńce. Pokiwała przecząco głową a ja westchnąłem zrezygnowany. –Żadnej zabawy z tobą nie ma – wzruszyłem ramionami i pobiegłem do wody.
Lucy’s pov
-No dawaj! Lucy no! – Po kilku, kilkunastu… dobra, kilkudziesięciu namowach Harrego żebym weszła do woda poddałam się. Zaczęłam zdejmować spodnie i mimo dużej odległości na ustach chłopaka można było zauważyć uśmiech. Zdjęłam bluzkę i niepewnie ruszyłam w stronę jeziorka zakrywając poszczególne części ciała. Zamoczyłam stopy w wodzie, a na twarzy Harrego zauważyłam grymas. Podszedł bliżej wciąż skanując moje ciało.
-Kto ci to zrobił- zapytał twardo dotykając moich siniaków zadrapań.
-Przewróciłam się na schodach, to nic takiego – posłałam mu uśmiech aby moje kłamstwo się nie wydało.
-Nie kłam –wbiła wzrok w swoje stopy którymi przebierałam pojedyncze ziarenka piachu pod wodą. – spójrz mi w oczy- zrobiłam tak jak chciałam i po chwili zaczęłam tego żałować. Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle a spojrzenie przyprawiało mnie o dreszcze. –Spytam jeszcze raz. Kto.ci.to.zrobił.
-T-tata- wydukałam w końcu czekając na jego reakcję. Był…zdziwiony?
-Rob?- prawie, że krzyknął.
-taa. Mama też ma te ślady..- spojrzałam ponownie w jego oczy. Powoli wracały do swojego naturalnego koloru.
-obiecuję, że już cię nie dotknie- uśmiechnął się lekko chcąc uwierzytelnić swoją wypowiedź.

-nie obiecuj
______________________________________
okropny rozdział, wiem, wybaczcie ;/ 

21.05.2014

Chapter 5

Mam do was prośbę. Jeśli piszecie anonimowe komentarze to prosiłabym abyście się jakoś podpisywały ;) dziękuję. 
-Cóż więc jestem odważny. Twój facet chyba zapomniał o tobie- uśmiechnął się i podał rękę dając znak żebym z nim zatańczyła. Nie opierałam się. Wstałam i położyłam dłoń na jego ramieniu, a on swoja na mojej talii.
-Zostaw ją- zachrypnięty głoś przeszył moje ciało i odsunęłam się od mężczyzny, lecz on nadal trzymał mnie. Harry. Tylko on byłby tak wściekły. Złapał chłopaka za ramię i wymierzył w jego twarz cios pięścią na co wszyscy goście westchnęli i się oburzyli. –wychodzimy- powiedział krótko i pociągnął mnie za rękę do samochodu. – Czy ty kurwa słuchasz mnie jak do ciebie mówię?! Mówiłem.że.jesteś.moja! masz pierdolony zakaz tańczenia z jakimiś fagasami!
-Prze-przepraszam. – Brunet westchnął ciężko parkując pod moim domem. Otworzyłam drzwi i wyszłam bez słowa. Cicho weszłam do domu ignorując mamę i tatę. Zamknęłam się w pokoju zakładając słuchawki do uszu i usnęłam.
Sobota! Nareszcie wolny dzień od zajęć. Cały dla mnie. Wsunęłam na swoje stopy kapcie i zeszłam na dół.
-Co ty tu robisz?- Harry siedział na kanapie rozmawiając z moim ojcem.
-Nie interesuj się Lucy- tata upomniał mnie dość surowym tonem. Dlaczego Harry siedział tam z moim tatą? Nie chce mieć z nim do czynienia zwłaszcza, że przyjaźni się z moim ojcem. Zjadłam śniadanie i poszłam się umyć. Gdy wychodziłam z domu kątem oka zauważyłam, że Harry i tata nadal nad czymś zawzięcie dyskutują. Autobus jak zwykle się spóźniał, a ja nerwowo patrzyłam na zegarek. Zdecydowałam, że nie będę czekać i pójdę na uczelnię pieszo.
Weszłam do budynku i skierowałam się w stronę Rose i Arona.
-Cześć- cmoknęłam Rose i Arona  w policzek.
-Martwiłam się o ciebie Lu. Jak było? Był miły? Dużo było ludzi? Co się potem w ogóle stało? I z jakiej to okazji było? Nic ci nie zrob..- długa wypowiedź Rose po chwili przerwał Aron.
-Jeśli ci cos zrobił to zabije gnoja!- Aron przyjął obronną postawę na co się zaśmiałyśmy.
-Nic mi nie zrobił, nie martwcie się. Powiedział tylko wszystkim ludziom, że jestem jego i mają się do mnie nie zbliżać…- Posłali mi współczujące spojrzenie a ja westchnęłam i weszłam do sali. Gdy zajęcia się rozpoczęły nie miałam najmniejszej ochoty słuchać profesora. Naprawdę nie mogłam się skupić. Z zamyśleń wyrwał mnie wibrujący telefon. Wyjęłam go z tylnej kieszeni spodni i otworzyłam wiadomość trzymając telefon pod stołem aby nikt nie zauważył. Nieznany numer.
Przyjadę dziś po ciebie. Czekaj na mnie i masz się nie sprzeciwiać. Pamiętaj : Jesteś moja Lucy. Harry xx „
Mój oddech trochę przyspieszył. Skąd on ma mój numer? Coraz bardziej się zastanawiam czy nie jest jakimś psychopata. Przyjeżdża po mnie na uczelnie, każe mi iść na bankiet i zdobywa mój numer. Gdy profesor zakończył wykład wzięłam swoją torbę i wybiegłam z budynku. Na parkingu stał Harry oczywiście oparty o swojego mercedesa. Zobaczył mnie po czym wsiadł do samochodu, a ja powolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku.
-Cześć piękna – uśmiechnął się na co wbiłam wzrok w swoje buty. –chciałbym cię gdzieś zabrać
-Ni-nie chce. Chce wrócić do domu.

-Ale ja nie pytałem. Oznajmiłem kotku – spojrzał przed siebie i odpalił silnik odjeżdżając spod uczelni. Moje oczy otworzyły się szeroko gdy  zobaczyłam gdzie jedziemy. Z wszystkich stron były drzewa a przed nami niekończąca się droga. Czy on mnie wywozi do lasu? 

20.05.2014

Chapter 4

Coś seksownego. Nie mam nic takiego. Nie założę przecież jakiejś miniówki ledwo co zasłaniającej pupę. Udało mi się wygrzebać białą suknię rozcięciem. Była idealna. Jedno tylko mnie zastanawiało. Bankiet? Kim on w takim razie jest?
 Poprawiłam swój makijaż i zrobiłam małą kreskę na powiekach. Zeszłam na dół po schodach. Na moje szczęście nikogo w domu nie ma. Mama pracuje a brat jest jeszcze w szkole. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i ubrałam buty. Zaraz potem rozległ się dźwięk dzwonka. Zanim zdążyłam otworzyć drzwi Harry wszedł do mieszkania. Na jego umięśnionym torsie świetnie układała się koszula wraz z marynarką a na nogach widniały idealnie dopasowane czarne spodnie. Speszyłam się uświadamiając sobie, że stoję i patrzę się na niego od kilku minut. Widocznie to zauważył, bo zaśmiał się gardłowo. 
-Pięknie wyglądasz Lucy- powiedział mierząc mnie swoim uwodzicielskim wzrokiem. Bąknęłam ciche dzięki i wyszłam domu zabierając kopertówkę. Podczas jazdy samochodem co chwila czułam jak wzrok chłopaka spoczywa na mnie. Moje oczy rozszerzyły się gdy zaparkowaliśmy przed ogromnym domem. Był naprawdę wielki. Harry obiegł cały samochód otwierając mi drzwi. Wielki gentelman się znalazł. Posłała mi jeden ze swoich głupich uśmiechów na co wywróciłam oczami. Weszliśmy do środka. W tle leciała jakaś wolna muzyka, a w dużym pomieszczeniu było słychać szmery spowodowane rozmową ludzi. Harry pociągnął mnie do grupki ludzi rozmawiających przy bufecie. Jedna ze starszych kobiet uśmiechnęła się widząc jak podchodzimy i machnęła ręka w zadowoleniu.
-Harry! Jak ja dawno cie nie widziałam! 
-Miło mi panią widzieć pani Smith. –Uśmiechnął się i pocałował ją w dłoń. Również posłała mu uśmiech, a jej wzrok po chwili zatrzymał się na mnie. 
-Cóż to za piękna dama Harry? 
-To jest moja kobieta pani Smith. Piękna prawda?- Zmierzyłam go wzrokiem zastanawiając się czy dobrze usłyszałam. Jego kobieta? Starsza kobieta odeszła od nas i skierowała się ku innej grupie ludzi.
-Co to ma być? W co ty grasz Styles?- wysyczałam gdy zostaliśmy sami. 
-Powiedziałem ci już, że zawsze mam to co zechce. Jesteś moja Lucy. – pociągnął mnie w stronę stolika po czym usiadłam na krześle. Na małą „scenę” wszedł wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna chwytając mikrofon. 
- panie i panowie! Serdecznie witam was na bankiecie z okazji otwarcia kolejnej wytwórni muzycznej! Jak wiecie firma nasza jest znana na całym świecie więc otworzyliśmy kolejną wytwórnię. Nie jest to jedynie mój sukces. Dziękuję  również mojemu wspólnikowi. Harry- głos należy do ciebie – uśmiechnął się w stronę Harrego i zszedł ze „sceny” , a zaraz potem wszedł na nią Harry. 
-Myślę, że Max powiedział już wszystko. Jestem dumny, bo jest to kolejny nasz sukces. Chciałbym również powiedzieć iż jest ze mną piękna kobieta, moja kobieta i liczę, że żaden z obecnych tu panów nie będzie tak odważny by na nią patrzeć. Dziękuje – wszyscy na ostatnie zdania Harrego byli lekko oburzeni i dużo ludzi przeniosło swoje skupienie na mnie. Nie wierze, że to powiedział. Nie będzie mi niczego zabraniał, nie jestem jego. Podszedł powrotem do stolika nachylając się do mnie.
-Mówiłem, że będziesz moja- szepnął i zniknął gdzieś w tłumie. Świetnie. Jestem wolna. Podparłam głowę o rękę i zaczęłam oglądać tańczących i rozmawiających ludzi dopóki nie poczułam czyjegoś oddechu na mojej szyi. 
_______________________________________________________
Nic ciekawego na razie się nie dzieje, ale spokojnie ;)
Dziękuje za komentarze <3 Kocham was

19.05.2014

chapter 3

Wstałam z łóżka jak poparzona gdy usłyszałam dźwięk swojego budzika. Ubrałam na siebie moje ulubione czarne rurki i bluzę. Umyłam zęby, pomalowałam rzęsy i zbiegłam na dół. Jak zwykle dałam mamie całusa i chwytając jabłko wyszłam z domu. Przed domem stał czarny mercedes. Nie widziałam wcześniej tego samochodu i zignorowałam to póki nie usłyszałam męskiego głosu.
-wsiadaj piękna- zza szyby było widać burzę włosów.  -Lekko mną wzdrygnęło na przypomnienie incydentu z wczorajszego dnia.
-n-nie, dz-dzięki- jęknęłam i powoli ruszyłam dalej.
-Powiedziałem wsiadaj- powiedział nieco  twardszym i stanowczym głosem. Obróciłam się jednym ruchem i wsiadłam do samochodu.-grzeczna dziewczynka- rzucił krótko na co przewróciłam oczami w irytacji. Nie podoba mi się to. –jak masz na imię słonko?
-Lu-lucy- tylko się uśmiechnął. Zaparkował pod moją uczelnią. Skąd wie gdzie się uczę? Bez żadnego pożegnania wybiegłam z samochodu usłyszawszy tylko śmiech chłopaka. Wparowałam na uczelnie nie witając się z Aronem i Rose stającymi przy sali. Jak zwykle usiadłam na swoim miejscu i skupiłam się na lekcji. Straszny dzień. Nie dość, że ten chłopak to jeszcze nie umiem narysować nawet jednej prostej kreski. Odetchnęłam z ulgą gdy zajęcia się skończyły. Zabrałam swoją torbę i wyszłam z sali. Przy drzwiach wyjściowych uczelni stali już Rose i Aron.
-Lu, coś ty dzisiaj taka spięta- Rose od razu nabrałam podejrzliwego wyrazu twarzy. Nie będę kłamać, bo nie za bardzo mi to wychodzi. Opowiedziałam jej wszystko od wczorajszego dnia.
-Jakby co to pamiętaj, że mogę go  opamiętać- Aron powiedział surowym tonem i nabrał postawy obronnej. Zaśmiałam się lekko wiedząc, że raczej nie dałby rady.
-wątpię-stwierdziłam uśmiechając się i wyszłam z budynku. Ten sam mercedes, który stał dzisiaj rano przed moim domem stał teraz przed uczelnią. O maskę samochodu opierał się chłopak. Dziewczyny, które były na parkingu ewidentnie mierzyły go wzrokiem. Odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.
-Wsiadaj kochanie- machnął ręką wsiadając do samochodu. Nie, tym razem nie mam zamiaru z nim jechać. Ruszyłam szybko w stronę domu usłyszawszy tylko jego szybkie kroki, a potem szarpnięcie za rękę. –słyszałaś co powiedziałem czy mam powtórzyć słonko?
-Nie wiem kim jesteś, ale na pewno nie masz prawa mówić mi co mam robić. Dlaczego ja? Znajdź sobie jakaś inną dziewczynę. – chłopak zaśmiał się na moje słowa i pochylił szepcząc do ucha.
-Kochanie. Jestem Harry. Harry Styles i zawsze dostaję do czego chce, a teraz chcę ciebie- Musnął mój płatek ucha i pociągnął do samochodu. Całą drogę nie odzywałam się. Mój wzrok był skupiony na widoku za oknem.
-Wysadź mnie tutaj- nakazałam gdy byliśmy już  blisko mojego domu.
-Wysadzę cię tam gdzie będę chciał, jasne?! – powiedział trochę ostrym tonem. Wzdrygnęłam się, a po moim ciele przeleciały ciarki. –Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. – Przybliżył swoją rękę do mojej na co od razu się przesunęłam dalej. –Idziesz dzisiaj ze mną na bankiet i załóż coś seksownego. Przyjdę po ciebie o 17.00 Lucy.
-A-ale..
-Nie dyskutuj ze mną- syknął przez zęby parkując przed moim domem. Otworzyłam drzwi i wybiegłam z samochodu nie odwracając się powrotem. Nie chcę tam iść.



 wiem, ze jest mało akcji, ale obiecuje, ze rozwinie się wszystko niedługo ;) 

17.05.2014

Chapter 2

Rozdział jednak dzisiaj! Slicznie dziękuje za komentarze <3 kocham was

 Usiadłam koło reszty umięśnionych i lekko upitych mężczyzn i czekałam an rozpoczęcie walki. Cały czas czułam na sobie wzrok tego chłopaka, z którym rozmawiał mój ojciec. Gdy tata wszedł na ring przez moje ciało lekko przebiegły dreszcze. Sędzia machnął ręką dając znak, że walka się rozpoczęłam.  Ojciec nie marnował czasu i od razu wymierzył cios w stronę przeciwnika, lecz on go uniknął. Widział już grymas na twarzy mężczyzny. Nie lubi przegrywać. Ponownie uderzył go pięścią w brzuch, a przeciwnik skulił się, lecz nie upadł. Nie miałam najmniejszej ochoty na to patrzeć. Chwyciłam swoją torbę i ruszyła w stronę wyjścia. Pchnęłam duże drzwi i wyszłam. Wysłałam sms Aronowi, że już wyszłam i wracam do domu. Było już dość ciemno. Przyznam, ze niektóre dzielnice Londynu o tej porze nie były całkiem bezpieczne. Moje ciało przeszły ciarki gdy usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się aby zobaczyć kto idzie, ale nikogo nie było. Jednak byłam pewna, że słyszałam kogoś. Szłam dalej aby jak  najszybciej dojść do domu, w którym chodź trochę bezpieczniej bym się czuła.
- Witaj piękna – zza pleców usłyszałam lekko zachrypnięty męski głos. Wzdrygnęłam się lekko i zastygłam na miejscu. Po moim „paraliżu” odwróciłam się by zobaczyć chłopaka z włosami  ułożonymi w nieładzie. Jego zielone oczy przeniosły się na moje ciało. Zeskanował je od góry do dołu i uśmiechnął się zatrzymując na dekolcie. Szybo podciągnęłam bluzkę do góry zakrywając kawałek ciała, a chłopak się roześmiał. To był on. To on rozmawiał z moim ojcem. Nie wyglądał na przyjaznego. Powoli zaczęłam się cofać i szybko się odwróciłam by potem zacząć szybko uciekać. – I tak mi nie uciekniesz! – jego słowa spowodowały, że stanęłam. Gdy się odwróciłam chłopak szedł z założonym kapturem w przeciwną stronę. Odetchnęłam z ulgą. Czułam, że jestem już nieco spokojniejsza chociaż jego słowa wciąż słyszałam w głowie. „ i tak mi nie uciekniesz, i tak mi nie uciekniesz, i tak, mi nie uciekniesz..”.
-wróciłam! – krzyknęłam wchodząc do domu. Ojciec siedział obok mamy i wrzeszczał. Cicho zdjęłam buty i pobiegłam do pokoju Jamesa wiedząc co niedługo się wydarzy. Zapukałam do drzwi po czym weszła nie czekając na reakcję brata. Siedział skulony pomiędzy szafą a oknem cicho łkając. Jako jedyna wiem jak go uspokoić. Sięgnęłam po telefon i puściłam naszą ulubioną piosenkę. Od razu na  jego twarzy zagościł uśmiech. Usiadłam obok niego i wdrapał mi się na kolana oplatając krótkimi rączkami moją talie. Na dole słychać było już krzyki i huki. Sięgnęłam po słuchawki i podałam mu jedną wtyczkę a drugą wzięłam dla siebie. Po chwili czułam jak powoli zasypiam.
Harry’s pov
Ładna ta dziewczyna. Wyglądała inaczej niż te, z którymi się pieprzyłem, ale podobała mi się. Taka niewinna i słodka.
-Styles, podoba ci się ta córka Roba? – widziałem już ten jego uśmieszek. Wiedział, że mi się podoba i prędzej czy później ja przelecę.
-Taa, jest.. nawet ładna
-Pf. Ładna? Jest ohydna- do pokoju weszła Sarah. Należała do naszej paczki. To była taka przyjaźń z korzyściami. Usiadła mi na kolanach i wbiła się w usta. Przesunąłem swoją rękę na jej uda. Wstała wyciągając rękę, a ja poszedłem za nią. Seks. To jest to czego już od dawna potrzebowałem. Mógłbym mieć w sumie każdą, ale nie biorę się za byle gówno. Wstałem z łóżka naciągając bokserki i resztę ubrań
-Nie zostajesz?
-Kochanie, ja nigdy nie zostaje- Puściłem jej oczko i wyszedłem z pokoju. Wyjąłem telefon z tylnej kieszeni spodni i wybrałem numer Louisa.
-Siema stary, mam do ciebie prośbę. Załatwisz mi numer tej córki Roba?

-taa- mruknął niewyraźnie a ja zadowolony się rozłączyłem. 

16.05.2014

Chapter 1

Kolejny dzień.
Kolejny dzień kiedy mój tata ma walkę.
Kolejny dzień kiedy wraca pijany do domu.
Kolejny dzień kiedy się boje.
Mój ojciec nie zapewniał  naszej  rodzinie bezpieczeństwa tak jak powinien robić to każdy mężczyzna. Gdy wracał do domu pijany czułam się odpowiedzialna za równo za mojego młodszego brata. Mama nas nie obroni. Pozostaje jej tylko zasłaniać się rękami gdy tata wymierza w jej stronę ciosy. Nie jest na tyle silna żeby od niego odejść. Nie zdaje sobie nawet sprawy jak bardzo cierpi na tym James. Ma dopiero 8 lat, ale wie co się dzieje. Tata jest dobrze zbudowanym mężczyzną. Zarabia na nielegalnych walkach w jakiejś melinie. Zawsze gdy wraca do domu jest cały posiniaczony. Nie zawsze rozładowuje złość na tych walkach, często robi to jeszcze w domu. Nienawidzę go. Szczerze go nienawidzę. Kazał mi dzisiaj przyjść na jego walkę. Naprawdę nie chce tego robić, ale nie umiem się sprzeciwić.
-Mamo, wychodzę już na zajęcia – uśmiechnęłam się i cmoknęłam ją na pożegnanie w policzek. Jestem na drugim roku studiów malarskich. Od dziecka malowałam na lekcjach po zeszytach. Dopiero w liceum nauczyciel plastyki powiedział, że mam talent i tak oto skończyłam- na studiach malarskich.  Dziś wyjątkowo nie chce szybko kończyć zajęć. Wole siedzieć i słuchać profesora niż patrzeć jak mój ojciec się bije. Sama nie wiem dlaczego chce abym tam była.
-Ej! Lucy! – odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą w moją stronę przyjaciółkę. Jak zwykle pokazywała szereg swoich białych zębów. – Nie odzywałaś się do mnie przez cały weekend!  Co ty sobie myślisz! Ugh, myślałam, że miałaś jakiś wypadek albo coś! Jesteś nieznośna! Czasami mam ochotę naprawdę cię udusić! – Gadała jak najęta.
-Mi też miło cię widzieć Rose . – uśmiechnęłam się szczerze na co przyjaciółka wywróciła oczami. Doszłyśmy do mojej Sali gdzie zaraz miał rozpocząć się wykład i cmoknęłyśmy się w policzek na pożegnanie. Weszłam do pomieszczenia i usiadłam na swoim miejscu. Rozejrzałam się i nigdzie nie ujrzałam Arona.  Zaraz po  Rose jest moim najlepszym przyjacielem. Profesor wszedł do sali i usiadł przy swoim słynnym biurku, w tym czasie gdy Aron wbiegł do pomieszczenia i usiadł koło mnie kiwając głową na powitanie. Posłałam mu lekki uśmiech i zwróciłam swój wzrok na profesora, który zaczął prowadzić zajęcia.
Niestety nadszedł moment końca lekcji. Naprawdę bardzo tego nie chciałam.
-Lu, co u ciebie? Cały weekend się nie odzywałaś, myślałem, że co..
-tak wiem, że miałam wypadek albo cos innego..- powtórzyłam zirytowana słowa Rose, które wypowiedziała przed zajęciami.
-Co dziś robisz?- Nie chciałam aby ktoś zadał te pytanie. Nie dziś. Naprawdę nie umiem kłamać..
-Em..ja..idę na randkę..- Aron spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha i pokiwał głową.
-ściemniasz- stwierdził krótko.
-eh.. j-ja idę na walkę- spuściłam głowę i zaczęła bawić się bransoletkami znajdującymi się na moim prawym nadgarstku. –ojciec mi kazał- poprawiłam krótko swoją wypowiedź i uniosła głowę do góry aby spojrzeć na Arona.
-zadzwoń do mnie jak wrócić, obiecaj
-obiecuje- powiedziałam półgłosem i posłałam mu lekko wymuszony uśmiech. Nie spieszyło mi się zbytnio więc zaczęłam wolnym krokiem  kierować się w stronę miejsca walki. Przed wejściem do budynku westchnęłam ciężko. Pchnęłam ciężkie drzwi i weszłam. Śmierdziało potem i alkoholem.  Było słychać różne krzyki. Stanęłam w progu pomieszczenia gdzie odbywała się cała ta walka i wzrokiem zaczęłam szukać ojca. Rozmawiał z jakimś chłopakiem. Miał na sobie same spodenki do walki a na jego umięśnionym torsie widniało dość sporo tatuaży.

-O! A to moja córka!- zawołał ojciec to tego chłopaka i machnął ręką dając znak żebym podeszła. Niechętnie ruszyłam się z miejsca gdzie stałam i podeszłam do nich.

________________________________________________
Hej kochani.  Pierwszy rozdział za nami. Oczywiście nie oczekuje
ze opowiadanie zdobedzie taka popularnosc jak Dark czy After
ale chcialabym ujrzec chociaz kilka komentarzy
pod kazdym rozdzialem. Osoby ktore maja bloga wiedza
jak wazna jest motywacja, a kiedy nie widze waszych
opini czuje ze jestem slaba w tym co robie ;/ 
Koleny rozdzial pojawi sie w poniedzialek/wtorek. ;)