16.09.2014

Rozdział 21 (nie bijcie mnie)

wracam po 2 miesiącach! yeah!
Harry’s pov
Obudziłem się z potwornym kacem. Głowa mnie bolała jakbym walnął nią w ścianę, a jak na złość zza okien było slychać potworny hałas samochódów, ludzi…wszystkiego!  Przeszywający ból oblal moje ciało gdy wstałem z łóżka. Spojrzałem na dziewczynę, która szczerze… jak byłem najebany podobała mi się bardziej. Ubrałem czarne spodnie i białą koszulę z jaskółkami takimi jakie mam wytatułowane na klatce piersiowej.
Lucy
Myślałem, że jednak odgonię się od tej myśli, ale nie umiem. Nie umiem tak po prostu zapomnieć o niej tak jak o wszystkich dziewczynach które pieprzyłem.  Jej nie pieprzyłem, i to mnie tak pociąga. Wstrząsnąłem głową i zaczesąłem ręką włosy do gory.  W jedną chwilę wsunąłem na swoje stopy buty i zarzuciłem na siebie marynarkę wychodząc.  Londyn jak zawsze o porannej porze był w lekkim „bałaganie”. Ludzie zabiegani potrącający się nawzajem śpieszyli się tak jakby co najmniej za 5 minut miał być koniec  świata.  Tak intensywnie rozmyślałem, że potrąciłem ramieniem jakąs dziewczynę. Na pierwszy rzut oka miała długie piękna wlosy, ubrana była skromnie, ale uroczo.
-Sory- wypaliłem szybko i bez żadnych emocji.
-Sory? Na tyle ci..-dziewczyna podniosła głowę. Lucy, cholera to jest Lucy. Moja lucy.
Lucy’s pov
Harry. Harold Edward Styles- dupek z Londynu
Tak bardzo jak nie chciałam go spotkać to to się stało. No komu to się moe zdarzyć? Tylko Lucy! Harry uchylił usta w zamiarze powiedzenia czegoś, ale szybko wstałam z ziemi, otrzepałam spodnie i pobiegłam prosto przed siebie. I tak jestem spóżniona na zajęcia.  Od rana jestem naprawdę nerwowa.  Aron i  Rose się nie odzywają i  jeszcze po południu muszę odebrać  Jamesa.  Wbiegłam do sali w miare cihco tak żeby wykładowca nie zauważył mojego spóźnienia. Jedno było dziwnie. Na Sali nie było Arona i Rose.
Zaczynam się niepokoić.
Nagle profesor zapukał czymś w stół i na Sali powstala grobowa cisza.        
-Zaraz każdy z was dostanie swoją parę. Waszym zadaniem będzie w tydzien poznac  miarę mozliwości swojego partnera i namalować jego charakter, sposób bycia i jego historię.  –W tym czasie każdy dostał partnera, ale ja nie. Czemu?
-Lucy?  Twój partner to będzię Samuel. Jutro go poznasz. –kiwnęłam glowa na znak, że rozumiem .
*
Opuściłam budynek i  biegłam na przystanek tak szybko jak nigdy w życiu. Norma. Ja zawsze się spóźniam. Dobiegłam zaraz po tym jak autobus przyjechał i wsiadłam. Tak bardzo chcę zobaczyc Jamesa. Tęsknie. Żałuję, że dalam go do cioci. Co ja sobie tak właściwie myślałam? Że pozbędę się brata i ucieknę z harrym na białym jednorożcu na koniec świata i jeszcze dalej? Wysiadłam na ostatnim przystanku i tym razem nie z potrzeby ale niecierpliwości zaczęłam biec do domu ciotki.
*wieczór*
-Więc  lucy co będziemu jutro roobić?
-do południa mam zajęcia, a potem możemy iść na lody czy do kina. Co ty na to?
-tak,tak tak! – Uśmiech jamesa był rekompensatą  za ten ciężki dzień. Spojrzałam na zegar w telefonie. Poźno już..no i mam 46 nieodebranych połączeń od: Rose i Arona.  Bez zastanowienia  oddzowniłam tym razem do Rose. 
-S-słucham- po kilku sygnałach usłyszałam cichy szloch
-halo? Rose? Wszystko w porządku?!
-P-przyjdź do t-tego parku w na-nasze miejsce. –i  uslyszałam dźwięk rozłączonego połączenia. 
-james muszę wyjsć, niedługo powinnam wrocić. Nie otwieraj nikomu drzwi i nie siedz długoprzed telewizorem. Kocham cię- powiedzialam na jednym tchu ubierając buty. Chlopak jakby ani drgnął dalej oglądając telewizor. Uśmiechnęłam się pod nosem  i wyszłam zamykając drzwi na dwa zamki. Wspominałam już, że nienawidze Londynu wieczorem? Czuje się jak w filmie i mam wrażenie, że zaraz ktoś mnie zabiję. Wiem, że jestem nienormalna

-Oh lucy- ochrypły głos zawładnął moim ciałem