16.09.2014

Rozdział 21 (nie bijcie mnie)

wracam po 2 miesiącach! yeah!
Harry’s pov
Obudziłem się z potwornym kacem. Głowa mnie bolała jakbym walnął nią w ścianę, a jak na złość zza okien było slychać potworny hałas samochódów, ludzi…wszystkiego!  Przeszywający ból oblal moje ciało gdy wstałem z łóżka. Spojrzałem na dziewczynę, która szczerze… jak byłem najebany podobała mi się bardziej. Ubrałem czarne spodnie i białą koszulę z jaskółkami takimi jakie mam wytatułowane na klatce piersiowej.
Lucy
Myślałem, że jednak odgonię się od tej myśli, ale nie umiem. Nie umiem tak po prostu zapomnieć o niej tak jak o wszystkich dziewczynach które pieprzyłem.  Jej nie pieprzyłem, i to mnie tak pociąga. Wstrząsnąłem głową i zaczesąłem ręką włosy do gory.  W jedną chwilę wsunąłem na swoje stopy buty i zarzuciłem na siebie marynarkę wychodząc.  Londyn jak zawsze o porannej porze był w lekkim „bałaganie”. Ludzie zabiegani potrącający się nawzajem śpieszyli się tak jakby co najmniej za 5 minut miał być koniec  świata.  Tak intensywnie rozmyślałem, że potrąciłem ramieniem jakąs dziewczynę. Na pierwszy rzut oka miała długie piękna wlosy, ubrana była skromnie, ale uroczo.
-Sory- wypaliłem szybko i bez żadnych emocji.
-Sory? Na tyle ci..-dziewczyna podniosła głowę. Lucy, cholera to jest Lucy. Moja lucy.
Lucy’s pov
Harry. Harold Edward Styles- dupek z Londynu
Tak bardzo jak nie chciałam go spotkać to to się stało. No komu to się moe zdarzyć? Tylko Lucy! Harry uchylił usta w zamiarze powiedzenia czegoś, ale szybko wstałam z ziemi, otrzepałam spodnie i pobiegłam prosto przed siebie. I tak jestem spóżniona na zajęcia.  Od rana jestem naprawdę nerwowa.  Aron i  Rose się nie odzywają i  jeszcze po południu muszę odebrać  Jamesa.  Wbiegłam do sali w miare cihco tak żeby wykładowca nie zauważył mojego spóźnienia. Jedno było dziwnie. Na Sali nie było Arona i Rose.
Zaczynam się niepokoić.
Nagle profesor zapukał czymś w stół i na Sali powstala grobowa cisza.        
-Zaraz każdy z was dostanie swoją parę. Waszym zadaniem będzie w tydzien poznac  miarę mozliwości swojego partnera i namalować jego charakter, sposób bycia i jego historię.  –W tym czasie każdy dostał partnera, ale ja nie. Czemu?
-Lucy?  Twój partner to będzię Samuel. Jutro go poznasz. –kiwnęłam glowa na znak, że rozumiem .
*
Opuściłam budynek i  biegłam na przystanek tak szybko jak nigdy w życiu. Norma. Ja zawsze się spóźniam. Dobiegłam zaraz po tym jak autobus przyjechał i wsiadłam. Tak bardzo chcę zobaczyc Jamesa. Tęsknie. Żałuję, że dalam go do cioci. Co ja sobie tak właściwie myślałam? Że pozbędę się brata i ucieknę z harrym na białym jednorożcu na koniec świata i jeszcze dalej? Wysiadłam na ostatnim przystanku i tym razem nie z potrzeby ale niecierpliwości zaczęłam biec do domu ciotki.
*wieczór*
-Więc  lucy co będziemu jutro roobić?
-do południa mam zajęcia, a potem możemy iść na lody czy do kina. Co ty na to?
-tak,tak tak! – Uśmiech jamesa był rekompensatą  za ten ciężki dzień. Spojrzałam na zegar w telefonie. Poźno już..no i mam 46 nieodebranych połączeń od: Rose i Arona.  Bez zastanowienia  oddzowniłam tym razem do Rose. 
-S-słucham- po kilku sygnałach usłyszałam cichy szloch
-halo? Rose? Wszystko w porządku?!
-P-przyjdź do t-tego parku w na-nasze miejsce. –i  uslyszałam dźwięk rozłączonego połączenia. 
-james muszę wyjsć, niedługo powinnam wrocić. Nie otwieraj nikomu drzwi i nie siedz długoprzed telewizorem. Kocham cię- powiedzialam na jednym tchu ubierając buty. Chlopak jakby ani drgnął dalej oglądając telewizor. Uśmiechnęłam się pod nosem  i wyszłam zamykając drzwi na dwa zamki. Wspominałam już, że nienawidze Londynu wieczorem? Czuje się jak w filmie i mam wrażenie, że zaraz ktoś mnie zabiję. Wiem, że jestem nienormalna

-Oh lucy- ochrypły głos zawładnął moim ciałem

1.07.2014

Chapter 20

Nie było 10 komentarzy, ale rozumiem, bo sa wakacje i wiele z was wyjechało gdzieś ;) Wczoraj miałam duzo weny więc już dziś jest rozdział 20 ;)

Weekend z Harrym do końca przebiegł dosyć spokojnie.  Zamieniliśmy ze sobą czasem kilka słów. No i chyba jednak te dwa dni nie były takie fajne. Przynajmniej przekonałam się do jednych z odczuć.  Nie chcę znać Harrego i żałuję, że dałam się wciągnąć w tą cała znajomość.  On ma żonę. Niech układa sobie z nią życie, a mi da spokój.  Właściwie dopiero teraz uświadomiłam sobie co zrobiłam.  Zapomniałam o Rose i Aronie. Wysłałam brata do ciotki i ani razu nie zadzwoniłam. Jestem egoistką. Dałam się ponieść chwili? Nie, nie nazwałabym tak tego.  Myślałam, że uciekłam od tego- od przemocy  i bólu. Tak naprawdę zamieniłam ojca na Harrego, bo przecież oni niczym się nie różnią. Włożyłam klucze do zamka i przekręciłam dwa razy otwierając drzwi.  Mieszkanie. Miejsce, o którym marzyłam przez cały weekend. Zaciągnęłam się różanym zapachem roznoszącym się po pomieszczeniu i zostawiłam torby niedaleko szafy.  Usiadłam na fotelu pod oknem i wyjęłam z tylnej kieszeni dżinsów telefon. Pierwsze co wybrałam telefon do ciotki, która odebrała już po drugim sygnale.
****Rozmowa telefoniczna****
-Lucy?
-Tak. Cześć ciociu, jak czuje się James?
-Cud, że zadzwoniłaś? James tęskni za tobą
-Miałam ostatnio dużo pracy. Mam już swoje mieszkanie, wezmę  Jamesa do siebie.
-Dobry pomysł. Przyjedziesz jutro po niego?
-Tak. Będę po południu. Miłego dnia ciociu.
-Do widzenia Lucy.
****Koniec rozmowy telefonicznej****
Nigdy zbytnio nie przepadałam za ciotką. Fakt. Potrafiła być miła, i była gdy prosiłam ja o wzięcie Jamesa do siebie, ale wiem, że zrobiła to z wielką niechęcią. Jako siostra ojca nigdy nie uważała, że podjął słuszną decyzję zakładając rodzinę z moją matką. Następnie wyszukałam w kontaktach numer do Rose. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał. Nic. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i tym razem zadzwoniłam do Aron, który również nie odbierał. Pewnie wyszli na jakąś imprezę po prostu.
Odłożyłam telefon na stolik i poszłam do kuchni w celu zaparzenia sobie herbaty. Brakowało mi tych dni kiedy mogę usiąść z herbatą przy oknie. Mogę też śmiało powiedzieć, że stęskniłam się nawet trochę za studiami. Umyłam kubek, w którym przed chwilą piłam herbatę i usiadłam na kanapie włączając telewizor.
Harry’s pov
-Harry? Słuchasz mnie?- potrząsnąłem głową jakbym się ocknął z jakiegoś transu.
-tak, tak. Słucham cię.
-Tak? To o czym mówiłem?- Louis podniósł jedną brew do góry przyglądając się mi z zaciekawieniem.
-No, Em, o tym, że…- przeczesałem ręką włosy próbując przypomnieć sobie o czym mówił Louis. Nie, nie słuchałem go. Myślałem o Lucy.
-Harry skup się. Jutro jest ważna akcja. Jeden z kolesi nie spłacił swojego długu i musimy mu dać nauczkę.  Pamiętaj Harry: Jutro 20.00 przed Union Chapel. –potaknąłem głową i ubierając szybko buty wyszedłem z mieszkania Lou. Nie wiem czemu przejmuje się tak Lucy.  Mogę mieć każdą dziewczynę, a o niej zapomnę jeszcze dziś. Zamiast pojechać do swojego mieszkania skręciłem trochę wcześniej i zaparkowałem przed jakimś barem. Zakluczyłem samochód i wszedłem do środka lokalu. Już od przekroczenia progu wpadło mi w oko kilka dziewczyn, ale nie będę na razie zawracał sobie nimi głowy. Same podejdą. Usiadłem przy barku i zamówiłem od razu kilka drinków. No i tak poszły. Jeden drugi, trzeci, czwarty, aż w końcu się schlałem. No i chyba dość mocno, bo zaczęły mi się podobać dziewczyny, które przed  tym jak się napiłem wyglądały jak wieloryby. Wyciągałem rękę po kolejnego drinka gdy dosiadła się do mnie jakaś blondynka.
-Cześć przystojniaczku –wyszeptała mi do ucha gładząc palcem moje kolano. –To co? Ja nie potrzebuję gry wstępnej- uśmiechnęła się kusząco przesuwając palec nieco wyżej.

-Krótko i na temat, tak jak lubię. 

30.06.2014

Chapter 19

Hej kochane ;* Mam do was pytanko, a mianowicie: czy któraś z was zna się na wyglądzie blogów i umiałaby mi pomóc z obramowaniem wokół postów? Jeśli tak to zgłaszajcie się w komentarzach, a czeka na osobę, która pomoże mała niespodzianka ;)
10 komentarz- next

Obudził mnie dźwięk tłukących się naczyń. Natychmiast wybiegła spod cieplej pościeli i zbiegłam po schodach. Harry kucał nad rozbitym talerzem zbierając resztki potłuczonego naczynia. Od wczorajszego zdarzenia nie rozmawialiśmy. Żadne z nas nie miało na to ochoty. Ominęłam miejsce gdzie leżał rozbity talerz i podeszłam do lodówki wyciągając z niej jogurt. Wczoraj. Poczułam się jakby to znowu wróciło. Znów ból, strach, chęć ucieczki i bezsilność. Harry mnie nie chroni. Przypomina mi wszystkie krzywdy wyrządzone przez ludzi.  Gdy mnie dotyka czuje ten wstręt do facetów, gdy na mnie krzyczy czuje się jak mała, bezsilna dziewczynka, która dostaje karę od taty, gdy mi rozkazuje czuje się jak więzień, gdy mnie okłamuje czuje się głupia, a gdy widzę go z Victorią czuje jak serce ma ochotę przedrzeć się przez skórę i wyskoczyć ze złości i bólu. Nie czuje się przy nim dobrze, a spędzam z nim czas. Dlaczego? Bo muszę? Bo tylko on mi został? Bo boje się zostać sama? Bo go potrzebujesz Lucy.
Wyrzuciłam pusty kubeczek po jogurcie i włożyłam łyżeczkę pod strumień ciepłej wody. Harry. Siedział na kanapie, z której przed chwila wstałam chowając twarz w dłoniach. Chcąc do niego podejść jedna stopa wysunęła się do przodu, ale zaraz wróciła do dawnego miejsca. Boje się. Ręce mi się trzęsą. Rozczarowana i bezsilna wycofałam się wracając schodami na górę domku znikając za drzwiami do mojego pokoju. Chciałabym żeby ten weekend się skończył. Chciałabym wrócić do swojego mieszkania i oglądać wieczorami zachód słońca popijając herbatę z róży jerychońskiej. Chciałabym iść już do pracy i słuchać narzekań szefa. Nie chciałabym już nigdy więcej przypominać sobie o tych wszystkich złych rzeczach. Pukanie do drzwi rozległo się do pokoju. Nadal siedząc na skraju łóżka przebierałam palcami i zastanawiając się czy otworzyć. Moje serce chciało, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Nadal siedziałam na brzegu łóżka wsłuchując się w pukanie, które w jedną chwilę osłabło. Jest dopiera 9.00, a ja już mam ochotę zasnąć i może nawet już się nie obudzić. Przynajmniej nie chce budzić się tutaj. Wstałam z łóżka i zeszłam po schodach na dół. Skierowałam się do drzwi, przy których leżały buty i  wsunęłam je na swoje stopy.
-Nie uciekniesz ode mnie Lucy. –ochrypły głos sprawił, że po moim ciele przebiegły ciarki.
-Idę tylko na spacer- wyszeptałam sama do siebie, ale tak, że Harry to usłyszał. Narzuciłam na ramiona bluzę i wyszłam z domu. Zimny wiatr otulił moja skórę jakby chciał mnie porwać. Szłam przed siebie, bo nie znałam okolicy i nie wiedziałam gdzie chcę iść. No i chyba się zgubiłam. Dookoła drzewa i krzaki, a przede mną i za mną niekończąca się dróżka.  No to całe szczęście, że jest dość wcześnie, bo jakby było ciemno to przysięgam, że na miejscu narobiłabym w majtki. Po kilkunastu minutach chodzenia w kółko poddałam się i usiadłam pod jednym z drzew opierając się o jego pień. Przyglądając się drodze zauważyłam pojedyncze kropelki zostawiające po sobie mokre, małe plami. No świetnie, zaczęło padać.
W miejscu gdzie moje oczy zatrzymały swój widok pojawił się samochód, a chwilę po tym można było dostrzec pomiędzy kołami czarne buty i kawałek spodni w tym samym kolorze. Nie podnosząc głowy już wiedziałam kto to jest. Oczywiście, że Harry.
-Wsiadaj.- Ochrypły głos po raz kolejny sprawił, że na przez moje ciało przebiegły ciarki i pojawiła się gęsia skórka. Mimo wszystko nie chciałam się sprzeciwiać z dwóch powodów: po pierwsze Harry by się wkurzył jeszcze bardziej, a po drugie po prostu jest mi zimno i mokro ( hahaha przepraszam, ale jestem na tyle zboczona, że mam skojarzenia xdd ).Wstałam z mokrej trawy i wsiadłam do samochodu nie odzywając się ani słowem do Harrego, ale po krótkim czasie przerwał ciszę jaka panowała w pojeździe. –Mówiłem, że ode mnie nie uciekniesz Lucy.
-Nie chciałam uciec. Poszłam tylko na spacer i się zgubiłam.
-Takie bajki to nie mi wciskaj.- prychnął z dezaprobatą i wbił swój wzrok  w drogę przed nami przecierając szybę wycieraczką. Resztę drogi jak to Harry ma w zwyczaju spędziliśmy w ciszy.

                           *******************************************
-Nie masz prawa wychodzić tak daleko. Wiesz co ci się mogło stać?- powiedział lekko podnosząc ton i siadając na kanapie niedaleko mnie.
-Po pierwsze przypominam ci, że to ty wywiozłeś mnie do jakiegoś lasu! Po drugie nie będziesz mi mówił co mam robić! A po trzecie to co cie to interesuje co się mogło ze mną stać co? Zastanów się co robisz i mówisz Harry! Czy może zapomniałeś już jak mnie popchnąłeś! I..
-Zamknij się  albo ja cię zamknę. – Spojrzałam na niego wyszczerzając oczy ze zdziwienia.
-Co ty do..- Nie dokończyłam bo wbił się w moje usta. Po kilkunastu sekundach gdy zdałam sobie sprawę z tego co robię odepchnęłam go i wstałam od razu z kanapy.

-Dupek!

28.06.2014

Chapter 18

10 kom- next
czytasz=komentujesz

-Wszystko ci wytłumaczę – Harry i szatynka oderwali się od siebie na mój widok.
-Możesz się całować z kim chcesz- Nie, nie możesz się całować z kim chcesz. –Gdzie mój pokój?
- Jak najdalej od Harrego – suka.
-Na górze – Harry odpowiedział pomijając komentarz tej dziewczyny. No i po co ja się zgadzałam na ten wyjazd? Sama siebie teraz oszukuje i wmawiam sobie, że wcale nie obchodzi mnie to, że Harry całował się z tą ździrą. Weszłam po schodach na drugie piętro domku i znajdowałam się na dość szerokim, ale krótkim korytarzu. No i znajdź teraz ten pokój.
Otworzyłam białe drzwi znajdujące się zaraz obok schodów i zobaczyłam dość mały pokój urządzony w jasnych kolorach. Zostawiłam swoją torbę przy dużej, białej szafie i usiadłam na skraju łóżka. Za oknem rozciągał się piękny widok lasu. Może i wytrzymam tu weekend.

Położyłam się na łóżku wtulając w miękką pościel i dość szybko usnęłam.
Harry’s pov
-zdradzasz mnie z nią?
-Nie twoja sprawa!- zdjąłem buty kładąc je na ziemi i usiadłem na kanapie.
-jestem twoją żoną do cholery!- Victoria uniosła rękę i zamachnęła nią, ale chwyciłem ją za nadgarstek kilka milimetrów od twarzy.
-Nie. Będziesz. Na. Mnie. Krzyczeć! – pchnąłem ją delikatnie, ale wystarczająco żeby straciła równowagę a ja żebym mógł wstać z kanapy. Wspiąłem się schodami na górę i zapukałem do drzwi , za którymi powinna znajdować się Lu. Cisza. Uchyliłem drzwi i delikatnie wysunąłem zza nich głowę. Cudny widok. Słodka Lu wtulona w pościel pochrapywała lekko. Co ty gadasz Styles.
Podszedłem do łóżka Lucy i lekko otuliłem ją ciepłą kołdrą. Zamknąłem za sobą drzwi i powrotem zszedłem na dół mając nadzieję, że Victorii już tam nie będzie. Nadzieja matką głupich. Leżała rozwalona na całej kanapie przewijając kanały w telewizorze.
-Wynocha!- chwyciłem ją za rękę tak, ze delikatnie jęknęła i szybko znalazła się za drzwiami. Odetchnąłem z ulgą  siadając na kanapie i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Super początek weekendu. Gdy zobaczyłem dziś śpiącą Lu miałem wrażenie, że zaraz ktoś mi ja zabierze. Nie będę mógł już ją dotknąć, zobaczyć. Sam siebie nie poznaje. Moje przemyślenia przerwał dźwięk tupiących nóg. Odwróciłem się i zobaczyłem stojącą przede mną  Lucy.
-Poszła już sobie?- zapytała niepewnie podchodząc bliżej kanapy.
-Tak. I już nie wróci. –potaknęła głową dając znak, że rozumie i usiadła po drugiej stronie sofy. Cisza jaka między nami panowała trwała parę dobrych minut.
-To twoja żona?- potaknąłem głową potwierdzająco. I znowu cisza. Tym razem przerwał ją mój dzwoniący telefon.
Lucy’s pov
Harry odebrał dzwoniący telefon i chyba nie był zachwycony osobą, po drugiej stronie słuchawki.
-Tak.. będę… nie, nie ma mowy… powiedziałem ci kurwa, że jej nie wezmę, tak?... wiem.. dobra, postaram się.. tak… cześć. –zmarszczyłam brwi nie bardzo wiedząc o czym rozmawiał. Nie była to chyba przyjemna rozmowa.
-coś się stało  Harry?
-Nie kurwa. Zajebiście jest.
-jeśli tak chcesz ze mną rozmawiać to odwieź mnie do domu!- krzyknęłam wstając z kanapy.
-Nie unoś się na mnie kurwa!- również wstał z kanapy popychając mnie tak, że spadłam na kwiat w wazonie. Syknęłam z bólu łapiąc się za nadgarstek z, którego leciała krew. Ałłł. – Honey. Ja..ja przepraszam cię. – podszedł bliżej wyciągając ręce w pomocnym geście.
„ –córeczko, przepraszam cię nie chciałem. –podszedł bliżej, a ja odsunęłam się dalej. –córeczko.. wybacz.- złapałam się za piekący od uderzenia policzek. –Lucy
-Nie, zostaw mnie! Zostaw mnie! „

-Nie podchodź do mnie Harry! 

22.06.2014

Chapter 17

10 kom- next. Koooocham was dziubaski <3 
Nie odezwałam się. Poczułam tylko ciało Harrego otulające moje. Jego ręce.  znalazły się na mojej talii zaciśnięte tak jakby bał się, że gdzieś ucieknę. Moje powieki stawały się coraz cięższe, a głos śpiewającego Harrego coraz miej wyraźny. Po prostu zasnęłam.
Obudziłam się w bardzo dobrym humorze, ale było mi wyjątkowo zimno. Przemacałam ręką całe łóżko i nie poczułam żadnego ciała. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam tylko położoną karteczkę na poduszce obok.
Przepraszam, że nie ma mnie przy Tobie gdy się budzisz. Nawet nie wiesz jakbym chciał to widzieć. Mam do załatwienia parę spraw. O 18.00 przyjadę po Ciebie i wyjeżdżamy na weekend. Nie chce słyszeć odmowy. Nie musisz pakować ciepłych ciuchów, wolę ja Cię ogrzać ;)
Do zobaczenia Honey,
Harry.

Kąciki moich ust lekko się uniosły. Cieszę się, oczywiście, że tak, ale boje się jechać tam z Harrym. Znam go kilka tygodni i miałam, może i będę mieć przez niego dużo problemów. Co się ma stać to się stanie. Napisał, że nie słyszy odmowy więc nie będę dyskutować.  Ubrałam na siebie szare dresy i poszłam zjeść śniadanie. Zwykle moja lodówka nie jest zbytnio bogata, ale dzisiaj widzę, że ktoś o to zadbał. Na stole stała torba z zakupami.
*Wieczór*
19.00, a Harrego jeszcze nie ma. Tak. Martwię się. Wyjęłam z kieszeni telefon i wystukałam jego numer.
-Halo?- damski głos przeszedł przez moje ciało. O nie.
-H-harry?
-Nie, jego żona. Przepraszam, z kim mam przyjemność rozmawiać?- Nie wierzę.
W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i podeszłam bliżej drzwi. Pociągnęłam za klamkę i moim oczom ukazał się Harry.
-Dzwoniłam do ciebie- łączył brwi i przeszukał kieszenie.
-zapomniałem telefonu. Wybacz- ukazał rząd swoich białych zębów, ale gdy ja tego nie odwzajemniłam przybrał dawną minę. – Coś się stało?
-Masz żonę? – nie brzmiało to raczej jak pytanie, a stwierdzenie. Harry westchnął gardłowo i wepchnął się do środka mieszkania.
-daj mi to wytłumaczyć-  potaknęłam słabo głową i usiadłam koło niego na kanapie. – Wiem, że mając 23 lata jestem za młody na małżeństwo, ale to nie była do końca moja decyzja. Mój ojciec to znany biznesmen, nie może mieć syna szuję. Jak miałem 21 lat to znalazł właśnie Victorię. Pół roku później się zaręczyliśmy i miesiąc po tym był ślub. Na początku uważałem ją za atrakcyjną i dość porządną dziewczynę. Jakiś czas po ślubie zauważyłem, że jakoś mniej o siebie dba. Łaziła po domu w jakiś porozciąganych dresach i zwyczajnie już mi się nie podobała. Ja wciąż wtedy chodziłem na walki, a ona była strasznie zazdrosna. Kiedy nie było  mnie w domu mój telefon świrował od jej połączeń i wiadomości. Teraz jesteśmy w separacji i myślę, że weźmiemy rozwód.
-Rozumiem cię Harry. Szkoda tylko, że od razu mi o tym nie opowiedziałeś. –westchnęłam spuszczając głowę na dół. –Em, Harry? A ty serio masz 23 lata?
-Tak. A ty?- wystawił szereg swoich białych zębów. Czy ja zaraz umrę?
-19.
-Nono. Z jaką ja małolatą się zadaje. – zażartował wstając z kanapy. –To co? Gotowa na najlepszy weekend w twoim życiu?
-chyba tak..- wstałam również z kanapy i chwyciłam torbę. Niedługo ją trzymałam, bo zaraz Harry mi ją wyrwał z rąk. Nono, jaki dżentelmen.
Harry ma chyba w zwyczaju jechać w ciszy. Ja za to nie. Włączyłam radio i akurat leciała naprawdę chwytliwa piosenka więc zaczęłam śpiewać.
-Wyłącz to- spojrzałam na Harrego. Nie był zbytnio zadowolony. Wyłączyłam radio i powrotem wzrok zatrzymałam na widokach za szybą. Harry skręcił a moim oczom ukazał się śliczny drewniany domek. Zaparkowaliśmy na  podjeździe niedaleko domku i wysiedliśmy. W środku chyba jednak ktoś jest. Spojrzałam na Harrego pytającym wzrokiem, a on położył torby na ziemi pokazując gestem ręki żebym została tutaj. 5 minut, 10 minut…

Nie, nie będę czekała. Wstałam z krawężnika i weszłam do środka. Harry i długowłosa szatynka.  Całowali się.