Harry’s pov
Obudziłem
się z potwornym kacem. Głowa mnie bolała jakbym walnął nią w ścianę, a jak na
złość zza okien było slychać potworny hałas samochódów, ludzi…wszystkiego! Przeszywający ból oblal moje ciało gdy
wstałem z łóżka. Spojrzałem na dziewczynę, która szczerze… jak byłem najebany
podobała mi się bardziej. Ubrałem czarne spodnie i białą koszulę z jaskółkami
takimi jakie mam wytatułowane na klatce piersiowej.
Lucy
Myślałem, że
jednak odgonię się od tej myśli, ale nie umiem. Nie umiem tak po prostu
zapomnieć o niej tak jak o wszystkich dziewczynach które pieprzyłem. Jej nie pieprzyłem, i to mnie tak pociąga.
Wstrząsnąłem głową i zaczesąłem ręką włosy do gory. W jedną chwilę wsunąłem na swoje stopy buty i
zarzuciłem na siebie marynarkę wychodząc.
Londyn jak zawsze o porannej porze był w lekkim „bałaganie”. Ludzie
zabiegani potrącający się nawzajem śpieszyli się tak jakby co najmniej za 5
minut miał być koniec świata. Tak intensywnie rozmyślałem, że potrąciłem
ramieniem jakąs dziewczynę. Na pierwszy rzut oka miała długie piękna wlosy,
ubrana była skromnie, ale uroczo.
-Sory-
wypaliłem szybko i bez żadnych emocji.
-Sory? Na
tyle ci..-dziewczyna podniosła głowę. Lucy,
cholera to jest Lucy. Moja lucy.
Lucy’s pov
Harry. Harold Edward Styles- dupek z
Londynu
Tak bardzo
jak nie chciałam go spotkać to to się stało. No komu to się moe zdarzyć? Tylko
Lucy! Harry uchylił usta w zamiarze powiedzenia czegoś, ale szybko wstałam z
ziemi, otrzepałam spodnie i pobiegłam prosto przed siebie. I tak jestem
spóżniona na zajęcia. Od rana jestem
naprawdę nerwowa. Aron i Rose się nie odzywają i jeszcze po południu muszę odebrać Jamesa. Wbiegłam do sali w miare cihco tak żeby
wykładowca nie zauważył mojego spóźnienia. Jedno było dziwnie. Na Sali nie było
Arona i Rose.
Zaczynam się niepokoić.
Nagle
profesor zapukał czymś w stół i na Sali powstala grobowa cisza.
-Zaraz każdy
z was dostanie swoją parę. Waszym zadaniem będzie w tydzien poznac miarę mozliwości swojego partnera i namalować
jego charakter, sposób bycia i jego historię.
–W tym czasie każdy dostał partnera, ale ja nie. Czemu?
-Lucy? Twój partner to będzię Samuel. Jutro go
poznasz. –kiwnęłam glowa na znak, że rozumiem .
*
Opuściłam
budynek i biegłam na przystanek tak
szybko jak nigdy w życiu. Norma. Ja zawsze się spóźniam. Dobiegłam zaraz po tym
jak autobus przyjechał i wsiadłam. Tak bardzo chcę zobaczyc Jamesa. Tęsknie.
Żałuję, że dalam go do cioci. Co ja sobie tak właściwie myślałam? Że pozbędę się
brata i ucieknę z harrym na białym jednorożcu na koniec świata i jeszcze dalej?
Wysiadłam na ostatnim przystanku i tym razem nie z potrzeby ale niecierpliwości
zaczęłam biec do domu ciotki.
*wieczór*
-Więc lucy co będziemu jutro roobić?
-do południa
mam zajęcia, a potem możemy iść na lody czy do kina. Co ty na to?
-tak,tak
tak! – Uśmiech jamesa był rekompensatą za ten ciężki dzień. Spojrzałam na zegar w
telefonie. Poźno już..no i mam 46 nieodebranych połączeń od: Rose i Arona. Bez zastanowienia oddzowniłam tym razem do Rose.
-S-słucham-
po kilku sygnałach usłyszałam cichy szloch
-halo? Rose?
Wszystko w porządku?!
-P-przyjdź
do t-tego parku w na-nasze miejsce. –i uslyszałam dźwięk rozłączonego
połączenia.
-james muszę
wyjsć, niedługo powinnam wrocić. Nie otwieraj nikomu drzwi i nie siedz
długoprzed telewizorem. Kocham cię- powiedzialam na jednym tchu ubierając buty.
Chlopak jakby ani drgnął dalej oglądając telewizor. Uśmiechnęłam się pod
nosem i wyszłam zamykając drzwi na dwa
zamki. Wspominałam już, że nienawidze Londynu wieczorem? Czuje się jak w filmie
i mam wrażenie, że zaraz ktoś mnie zabiję. Wiem,
że jestem nienormalna
-Oh lucy-
ochrypły głos zawładnął moim ciałem