25.05.2014

Chapter 8

przeczytaj notkę pod rozdziałem ;)
Harry’s pov
Zły to mało powiedziane. Byłem wściekły. Uważałem Roba za porządnego mężczyznę. Straciłem do niego jakikolwiek szacunek. Uderzył kobietę, swoją córkę, moją Lucy! Wszedłem do jej domu i usiadłem na kanapie przyglądając się jak robi sobie śniadanie. Co jakiś czas spoglądała na mnie. Jest słodka. To dziwne gdy z każdą chwila uświadamiam sobie jak bardzo ja lubię. Na początku miałem ja przelecieć, a teraz…, teraz mam ochotę ją całować i przytulać.
-Lucy, chciałbym abyś ze mną zamieszkała. Będziesz bezpieczna.
-Harry. Czy ty słyszysz co mówisz? Znam cię parę dni. Nie ma mowy, żebym z tobą mieszkała. Co nie znaczy, że zostanę tutaj.
-Co to znaczy? – złączyłem brwi nie do końca rozumiejąc co powiedziała.
-załatwiłam Jamesowi opiekę, a sobie wynajmuję mieszkanie. Mama się mną nie interesuje więc niech zostaje sobie tutaj.
-cieszę się, że tak postanowiłaś skarbie- puściłem jej oczko na co westchnęła. Wiem, że nie lubi gdy tak mówię, ale nie wszystko co robię ma się jej podobać.
-Harry, musisz iść. Jestem umówiona
-jasne. Em, wieczorem pójdziesz ze mną na imprezę, ok? Załóż jakaś sukienkę, ale mniej elegancką niż wtedy- zanim zdarzyła coś powiedzieć opuściłem dom.
Lucy’s pov
Nienawidzę tego. Przecież on nie ma prawa rozkazać mi iść na tą imprezę. Chwilę po tym jak wyszedł po domu rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Była to Rose.
-Rose, zamiast zakupów idziemy szukać mi mieszkania- spojrzałam na nią podekscytowana i wyszczerzyłam zęby. Kiwnęła głową i zaraz po tym wyszłyśmy z domu.
*Godzinę później*
-Lucy, chodzimy od godziny, a tobie nic nie pasuje. Jeśli te ci się nie spodoba to ja się poddaje.- weszłyśmy do mieszkania. Ściany były z czerwonej cegły. Urządzone było nowocześnie i stylowo. Idealne.
-Biorę to- uśmiechnęłam się promiennie, a Rose odetchnęła z ulgą. Właściciel podał mi dokumenty, a ja je podpisałam.
-No to trzeba to oblać!- wyszłyśmy z mieszkania i pojechałyśmy do baru. Aron czekał przy barze uśmiechnięty jak zawsze. Nie za bardzo lubię takie miejsca. Mnóstwo  spoconych i ocierających się o siebie ludzi i pełno wstawionych zboczeńców. Usiadłam koło Arona i Rose i przyglądałam się ludziom. Jedna osoba szczególnie mnie zainteresowała. Umięśniony chłopak z burzą włosów na głowie obściskiwał się z jakąś blondynką. Harry. Nawet nie wiem dlaczego zakuło mnie w serce. Poczułam się może po jakiejś części zdradzona, chociaż nie wiem czemu. Może dlatego, że skrywam w sobie fakt iż Harry mi się podoba? Podoba mi się? Nie wiem. Nie mogłam na nich patrzeć. Dałam znak Aronowi i Rose, że wychodzę i tak też zrobiłam. Pogoda tak mnie lubi, że postanowiła zrobić mi małą kąpiel. Chyba jednak nie znoszę tego dnia. Najpierw do mieszkania wparował Harry, potem chodziłam kilka godzin w poszukiwaniu mieszkania, zobaczyłam Harrego z jakąś lachorą i jeszcze teraz pada deszcz. Usiadłam na schodku przed budynkiem i podparłam głowę o ręce.
-Podwieźć cię?- męski głos rozbrzmiał nad moja głową. Nie, nie był to Harry. Za mną stał przystojny blondyn z bardzo ładnym uśmiechem.
-W sumie to tak- chłopak uśmiechnął się i skierował na parking, a ja za nim. Wsiedliśmy do jego czarnego Range Rovera i odjechaliśmy. Powoli zaczęłam się niepokoić gdy zauważyłam, że wcale nie jedzie tam gdzie mu kazałam.
-Nie jedziesz tam gdzie ci kazałam
-szybko się zorientowałaś słoneczko- w mojej głowie znów zaczęły pojawiać się najgorsze scenariusze. Blondyn zaparkował gdzieś na uboczu i szyderczo się uśmiechając wyszedł z samochodu. –wysiadaj maleńka
-N-nie idę z t-tobą nigdzie
-Nie będę ci dwa razy powtarzał. – szarpnął mnie za rękę i prawie, że ciągnąc mnie po ziemi dotarliśmy do jakiegoś domku. Drewniany, koło jeziora. Raczej wygląda przyjaźnie, a nie jak miejsce porwań. Kopem nogi otworzył drzwi i jednym ruchem wepchnął mnie do pomieszczenia. Chwilę potem usłyszałam huk zamykanych drzwi. Byłam sama. Duże pomieszczenie, w którym stało tylko łóżko i szafa.
Harry’s pov
-Już idziesz przystojniaczku?- uśmiechnąłem się w stronę dziewczyny i wyszedłem. W głowie wciąż siedziała mi Lucy. Nie odzywała się do mnie cały dzień. Martwiłem się ? Nie, chyba nie. Wciąż byłem wściekły na jej ojca. Jak może bić swoją córkę? Przysięgam, że już nigdy jej nie dotknie. Dopilnuję tego. Wychodząc z mieszkania dziewczyny wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer Lucy. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty... Nie odbiera. Jeszcze raz i jeszcze raz. Co jest do chuja? Może jeszcze jest z tą swoją przyjaciółką. Ale chyba telefon ode mnie by odebrała, nie? Wsiadłem do samochodu i pojechałem do swojego mieszkania. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor. Chyba nawet nie zorientowałem się kiedy moje powieki stawały się coraz cięższe.  Ze snu wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosłem się z kanapy i wyjąłem z kieszeni komórkę.

-Chcesz żeby twoja laseczka była cała? Masz przyjechać w ciągu godziny do tego lasu. Lepiej się pospiesz. – rzuciłem telefon na kanapę i wybiegłem z mieszkania.
____________________________________________________ 
postanowiłam, że rozdziały będą 3 razy w tygodniu, ale za 
to dłuższe ;) czyli poniedziałek, środa i piątek.
mam do was prośbę. rozsyłajcie mojego bloga do znajomych
czy na inne blogi ;) Byłabym naprawdę wdzięczna.
Dzisiejszy rozdział pokazał jak beznadziejnie
potrawie napisać ;/
Suchar ode mnie ;D :
Dlaczego klatka piersiowa zawsze ma drobne?
.
.
.
.
.
-bo żebra (jezu haha) 

czytasz=komentujesz

4 komentarze:

  1. Te rozdziały są coraz lepsze. Nie mogę doczekać się środy *0* ciekawe jak Hazza uratuje swoją Lucy ♡♡♡ /Polish Directioner @pati22000

    OdpowiedzUsuń
  2. wow, super, czekam na next :*
    @DupciaHorana

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesus, twoje opowiadanie coraz bardziej mi sie podoba, czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń